Violetta
Kiedy weszłyśmy do domu o mało co nie doznaliśmy zawału. Było zbyt cicho i zbyt pięknie. Znam Leona i wiem do czego on jest zdolny ale to przeszło przynajmniej moje oczekiwania.Wchodząc do domu było przyciemnione światło i już to wywołało nasz lekki nie pokój. Pod stopami czułyśmy płatki róż. Ułożone w strzałki. Na jednej ze strzałek spostrzegłyśmy zdjęcie Evy.
-To ja was moje drogie Panie najwidoczniej opuszczam. Jeśli nie wrócę powiedziecie moim rodzicom,że ich kochałam-powiedziała z przejęciem Eva i udała się do jednego z pokoi w moim domu. Co oni wykombinowali?
-Dobra to idziemy dalej -zaproponowała Cami.
-Wła...-chciała powiedzieć Ludmiła ale jakby coś jej przerwało.
-Ludmi wszytko ok?-zapytała przestraszona Fran.
-Ej ludzie ale jej tu nie ma - powiedziała zdezorientowana Nata.
-Pomału przestaje mi się to podobać-powiedziałam pełnym irytacji głosem.
-Eva dostaje jakieś zdjęcie, Ludmi ginie bez śladu- dodała równie jak zdenerwowana Cami.
-Co oni kombinują?-próbowała odnaleźć się Fran.
Po chwili otrzymałam SMS od nieznanego numeru.
"Nie ma się czego bać one są bezpieczne"
-Ej słyszałyście tam coś jest- powiedziała Natalia.
-Gdzie?-powiedziałyśmy jednocześnie.
-Chwila a która to powiedziała?-powiedziała pełnym głosem przerażenia Camila.-Oni myślą,że mnie jedna wiadomość uspokoi, to się grubo mylą.
-Spokojnie idziemy dalej bo na razie nawet do jadalni nie dotarłyśmy a trzech z nas już nie ma-próbowałam je uspokoić. Ja sobie z Verdasem porozmawiam. O ile nie zniknę.
-Spójrzcie w lustro-uprzedziła nas Cami.-Teraz przynajmniej bd widzieć jak się gubimy.
-Ale chwila coś tam jest przyczepione.-dostrzegła Fran i odczytała tą kartkę- jednak nie wszystkim chce się bawić w porywanie.
Pokazała nam kartkę na której było napisanie
Ti amo.
-Dobra ale to nam nic nie daję- przywróciła nas do porządku Cami.-To jest pismo Marco-tłumaczyła się Fran.
-Tam jest Brodway !- wskazała palcem na taras Cami.
-Tam nikogo nie ma -powiedziała Lara
Ale jej już nie było.
-Fajnie wszystkie się pogubcie- powiedziała poirytowana Mary.-Wy tu przynajmniej macie swoich facetów a my co zostaniemy na środku korytarza próbując się stąd wydostać i jedno....
-Halo Mary co się stało....
- No nie bez jaj nie ma jej, w prost genialnie teraz to ja na pewno zostanę sama-powiedziała juz delikatnie mówiąc zdenerwowana Lara.
-Spokojnie ja zostanę z Tobą. Verdas jest przewidywalny chyba...
-Dobra ile nas zostało musimy się trzymać jak najbliżej siebie. - powiedziała stanowczo Fran.
-Nie ma Mary, Cami, Naty, Ludmi, i Evy.
-Czyli zostałam ja Lara i Ty Fran .
-Idziemy dalej i trzymamy się razem -powiedziała ze strachem w głosie Fran.
Poszłyśmy w głąb salonu a tam na stoliku leżały sobie podgrzewacze, które tworzyły FRAN <3.
-To ja tu chyba zostaję-powiedziała ucieszona Francessca. - Mówiłam przynajmniej jeden nie bawi się w por...
-No chyba jednak się bawi- dodała z ironią w głosie Lara.
-Trzymamy się razem i idziemy na górę. Bo coś czuję,że zaraz to wszytko się skończy.-powiedziałam z nadzieją w głosie.
-Idziemy
Wchodziłyśmy powoli po schodach rozglądając się na wszystkie strony .
-Jesteśmy na górze-powiedziałam z ulga w głosie,ale chwila-Lara halo jesteś?-Chyba mówię sama do siebie.-Dobra Verdas co Ty kombinujesz bo dobrze wiem,że to Twoja sprawka.-Ale bez reakcji, cholera co on wymyślił . Starałam się być czujna, ale on jest nie obliczalny. Po chwili stała się jeszcze większa ciemność...to jest po mnie. Straciłam przytomność.....
***
Taki króciutki ...Jak sądzicie czy to był Leon...Przepraszam,że tak długo musicie czekać na rozdział,czasami zastanawiam się czy go nie zawiesić skoro was tak zaniedbuję....
Może uda mi się jeszcze napisać coś w tym roku. Choć za równy tydzień mam 100-dniówkę i ten tydzień to bd istna masakra. Miłej lektury<3
Pozdrawiam:*